Ataki histerii dziecka w sklepie stały się częścią zakupów. Reakcje gapiów bywają różne, bo każdy rozumie je, jak chce. Będąc świadkiem wielu sytuacji miałam okazję zobaczyć, co je spowodowało, a także jak poradzili sobie opiekunowie niesfornego malca.
Każde z nas widziało krzyczące, tupiące dziecko, nad którym rodzic próbuje zapanować lub ignorując je – idzie dalej.
A pozostawione w pośpiechu kosze z zakupami, czy biegnący tato z przerzuconym przez ramię płaczącym maluchem? Co dziecko, to sytuacja…
Postanowiłam pójść krok dalej i już od samego początku pracy z dzieckiem przygotowywałam je na wspólne wyjścia do sklepu.
Czy wiek dziecka miał znaczenie? Hmmm… 🤔 Z niemowlakiem można wejść do każdego sklepu, zrobić zakupy i… wygląda to podobnie.
Chodzące dziecko (czyli ok. półtoraroczne) przygotowywałam od rana opowiadając o tym, że dziś pójdziemy do sklepu, o liście z zakupami oraz o każdej rzeczy, którą mamy kupić. Dodatkowo tłumaczyłam mu zasady, jakie będą go tam obowiązywały, czyli:
👉 trzyma mnie za rękę, by nie zgubił się,
👉 słucha, co do niego mówię,
👉 niczego nie dotyka, by nie zepsuć,
👉 będzie cicho,
👉 trzyma się blisko mnie,
👉 kupujemy tylko rzeczy z listy,
👉 i wszystko to, co jeszcze przyjdzie Ci do głowy.
Ale… doskonale wiem, że łatwo się mówi, gorzej z wykonaniem tych czynności 🙊🙈🙉 Tym bardziej że każde dziecko jest wulkanem energii i ciężko mu będzie dostosować się choćby do jednej z zasad, jaką mu przedstawimy.
Dlatego wdrażam je stopniowo. Tłumaczę setny raz to samo, w sklepie też go zagaduję opowiadając o tym, co widzę itp. Mam dwie rzeczy, które są częścią stałą naszych wizyt w sklepie:
1. angażuję malucha w wybieranie i wkładanie produktów do koszyka,
2. obiecuję (i zawsze dotrzymuję słowa!) nagrodę, np. jedną rzecz, którą sobie wybierze, jeśli te zakupy przebiegną bez większych problemów.
Wydaje się, że to banał, ale zdaje egzamin za każdym razem, więc czemu z tego nie korzystać 😊
Dodatkowo tuż po wejściu do sklepu pokazuję, gdzie jest pani kasjerka i pan ochroniarz, by malec wiedział, do kogo zgłosić się, gdy jednak zgubi się wśród półek. Dziecko ma czuć się bezpiecznie, w sklepie również.
Czasem zachodzę z maluchem do sklepu tylko po to, by rozejrzeć się w asortymencie. Jest to też czas na przyzwyczajanie dziecka do podobnych wyjść. Ono koduje w swojej cudnej główce, że nie każda wizyta w sklepie kończy się zakupami.
Zdarza się, – i to bardzo często 😉 – że dotykam rzeczy na półkach. Dlatego zupełnie nie jestem zaskoczona, gdy robi to również dziecko. Ono robi DOKŁADNIE to, co jego opiekun. Wykorzystuję te momenty na wyjaśnienie mu, dlaczego to robię:
* sprawdzam datę ważności na jogurcie,
* sprawdzam skład materiału na metce,
* sprawdzam cenę produktu,
* itd.
Gdy malec odbiera to jako element zabawy, proponuję mu wspólne oglądanie, czytanie etykiet i odkładanie na półkę (lub do koszyka). To zachęta do wspólnego kupowania. Nieważne czego, byleby razem ❤️
Jest jeszcze coś, co robię zawsze, gdy jesteśmy w sklepie… Słucham dziecka. Ten młody człowiek jest bardzo spostrzegawczy i często widzi to, czego my – dorośli możemy nie zauważać.
Gdy trzymam się tych wszystkich zasad, wyjście z dzieckiem do sklepu nie jest wyzwaniem tylko kolejnym doświadczeniem. A jak usłyszę:
– „Nianiu, spójrz na te doniczki! Mówiłaś, że potrzebujesz kilku.” – wiem, że moje słowa nie trafiają w próżnię 🤗
… a po powrocie z pracy sadzę kwiatki w swoje nowe doniczki 🌱💚