Przez te wszystkie lata pracowałam w wielu różnych domach, wśród wyjątkowych rodzin. Wszystkie dzieci chorowały, co nie jest niczym nowym. Ale sposób, w jaki rodziny radziły sobie z tym wyzwaniem, był niemałym zaskoczeniem.
Czy było to przeziębienie, grypa, czy wysoka gorączka – lekarz, wszyscy domownicy, babcia z dziadkiem, rodzeństwo i ja – byliśmy w pełnej gotowości. Inhalacje, witaminy, oklepywanie, mnóstwo przytulasów i rosół od babci – w pełni zdawały egzamin. To nie był sukces jednej z osób tylko całego zespołu. A tworzyły go osoby, które na co dzień są częścią życia dziecka. Grunt to zdrowie i wszyscy, którzy o nie dbają 🍭🤗 💗
Wszystkie ręce przydają się też podczas uczenia dziecka choćby korzystania z toalety, czy schodzenia ze schodów. W mojej pracy są określone zasady i zanim wezmę się do wdrażania czegoś nowego, omawiam to z rodzicami maluszka.
Wszyscy wiemy, że na efekty naszej pracy czasem trzeba poczekać. Kiedyś trudno było mi pogodzić się z tym, że najczęściej tylko przy mnie dziecko wykonywało większość poleceń. Rodzicom wcale nie było łatwiej. Teraz już wiem, że nie ma co się oszukiwać, tylko skupić się na zaakceptowaniu tej sytuacji.
Postanowiłam wziąć na siebie cały obowiązek nauczenia dziecka korzystania z nocnika (i muszli klozetowej), schodzenia ze schodów i innych rzeczy, które na samym początku potrzebują ogromu czasu, cierpliwości i systematyczności.
Nie chcę, by rodzice denerwowali się brakiem rezultatów, bo oni nie mieli jak zabrać się do opieki nad swoim dzieckiem. Tak, efekty będą trochę później, ale będą. A czy nie o to właśnie chodzi? Dziecko będzie mniej zestresowane, rodzice też. Wszyscy będą zadowoleni 😁👶👍