Zdrowie i komfort psychiczno – fizyczny dziecka był priorytetem w każdej rodzinie, u której przebywałam. Chorób nie dało się uniknąć, choć robiliśmy wszystko, by zmniejszyć ich dolegliwości.
Córka moich pracodawców została profilaktycznie zaszczepiona przeciwko rotawirusom. Kilka lat później ich synek nie miał na to szans ze względów zdrowotnych. Takie szczepienie przeprowadza się do 6 miesiąca życia maluszka (o rodzaju szczepionki decyduje lekarz w porozumieniu z rodzicami).
Byłam przy chłopcu, gdy zaatakowały go rotawirusy. Jego mama była na zwolnieniu lekarskim, więc razem (nie na zmianę) zajmowałyśmy się nim. Gorączkował, wymiotował i miał biegunkę w tym samym czasie. Silne bóle brzuszka wyginały go we wszystkie strony. Płakał, krzyczał… Serce pękało… A mamie łzy płynęły z oczu.
Co chwilę podawałyśmy dziecku przegotowaną wodę na zmianę z elektrolitami poleconymi przez lekarza pediatrę. Często, strzykawką, ale w bardzo małych ilościach, by zdążyły nawodnić malucha, zanim znów zwymiotuje. Wysoką gorączkę obniżałyśmy zimnymi okładami i lekami przeciwgorączkowymi. Za pierwszym razem chłopczyk miał kilka miesięcy. Rok później sytuacja powtórzyła się. Cztery ręce to za mało, dlatego siostra i tata byli tam z nami. Razem daliśmy radę 💪
Sukcesem było to, że maluch nie odwodnił się. Nawadnianie go przyniosło efekty, co zmniejszyło zagrożenie jego zdrowiu i życiu. Na wizycie kontrolnej lekarz mówił, że większość chorujących dzieci musiał przyjąć na oddział, a naszego chłopczyka to ominęło 💗🤗
I tu należy się ukłon Mamie 💗 chłopca. Mimo zmęczenia, wycieńczenia i bezradności – słuchała swojego dziecka. W tym bardzo ciężkim czasie pozwalała sobie pomóc 🤗 i prosiła o wsparcie.
Byłam obok. Jako niania, ciocia i przyjaciółka. To była szkoła życia, którą rodzina chłopca zdała celująco! Jeszcze wiele przeżyli perypetii ze zdrowiem swoich dzieci, ale są razem, wspierają się i nie mogą doczekać się tego, co przyniesie im los.
A ja pędzę do kolejnego szkraba, by wspierać go w pierwszych miesiącach jego życia ☺️🤗💗